wtorek, 29 lipca 2014

Duchem nie wzlecę powyżej sufitu Ginę, przepadam

Dni zlewają mi się w jedną wielką plamę. Nie wiem jaki mamy dzień tygodnia, nie pamiętam nawet ile już zbieram się żeby napisać tutaj. Czuję, że powinnam być częściej obecna na blogu, ale w jakim celu mam pisać posty jak i tak nic interesującego nie dzieje się u mnie w życiu.
"Przyjaciółka" mnie zlewa. Tak, specjalnie wzięłam ten wyraz z cudzysłów bo nie wiem czy nadal nią jest i czy zasługuje na bycie nią. Nie czuję już między nami tej więzi co na początku. Wcale się nie dziwie, kto by chciał mieć coś wspólnego z chorym psychicznie człowiekiem.
Mam blizny, okropne blizny, pozostałości po autoagresji. Coraz częściej mi się zdarza ranić siebie. Powody są czasami głupie, najgorsze a może najlepsze jest to że lepiej mi po tym.
Byłam dzisiaj na kolejnej sesji u psychologa. Zdecydowałam się na terapie. Na początek kilka miesięcy, potem zobaczymy.
Nie mam talentu do opisywania ładnymi słowami tego co czuje. Czasami chciałabym przekazać wiele, ale słowa które mogłyby opisać moje stany nie przychodzą mi do głowy.
Jestem taka beznadziejna.
Ostatnio wyznano mi miłość. I co z tego? NIC. Ja nie potrafię pokochać. Kocham tylko Jego i nic jak na razie nie zmienia się. Reszty uczuć zwyczajnie nie mam, a przynajmniej dobrze to ukrywam. Gra człowieka którego nic nie może ruszyć i zranić ale tak naprawdę w środku mnie rozpierdala. W sumie zdałam sobie ostatnio sprawę, że potrafię tylko ranić innych. Robię to bo za dużo razy zostałam zraniona. Nie chcę nikogo obcego "wpuszczać do środka" nie chcę żeby mnie ktoś poznawał. Moje prawdziwe ja tak naprawde wychodzi tutaj i nocami jak jestem sama. O głupotach mogę rozmawiać, ale jak ktoś próbuje się do mnie zbliżyć w jakikolwiek sposób-uciekam bo wydaje mi się że tak będzie lepiej dla tej osoby a w szczególności dla mnie.

czwartek, 10 lipca 2014

Wiem, czasem błądzę, gubię rozsądek, wpadając na ślepo kiedy wokół mrok

Wróciłam wczoraj ze szpitala. Zabieg poszedł dobrze. Tyle tylko, że mam przechodzić w ortezie całe wakacje, więc nici z biegania, jazdy na rowerze i innych aktywności, a miałam taką nadzieję, że do września będę wyglądać jakoś w miarę. Miałam wielu odwiedzających. Standardowo moja rodzinka, Młoda, Mama, Babcia i Tato. Wpadł też przyjaciel, 2 kumpele z klasy, koleżanka siostry i nowo poznany bardzo fajny kolega ;) Mimo tego, że jestem uznawana za osobę po której spływa dużo rzeczy brakowało mi obecności jednej osoby- mojej tzw. przyjaciółki. Niby mówiła, że jest przeziębiona i nie chce przychodzić bo ja jestem osłabiona, to jeszcze rozumiem. No ale żeby żadnego sms-a , żadnego telefonu? NIC, wielkie jedno NIC. Zabolało mnie to. Człowiek którego znam hoho albo i jeszcze dłużej nie zainteresował się tym jak się czuję?
Całe wakacje zjebane, ale wolałam to załatwić teraz niż w klasie maturalnej bo wtedy to już naprawdę byłabym wkurzona.
Ha! byłam najmłodszą pacjentką na oddziale. I ulubioną personelu ;) Oczywiście narobiłam sobie siar i przypałów bo w końcu to ja, ale pobyt będę wspominać bardzo miło.

Tak wyglądała moja noga jeszcze z drenem ;)